Posiadanie jachtu może być wyznacznikiem statusu społecznego i majątkowego. Przy czym nie każda taka łódź jest równa innym. W świecie jednostek pływających można wskazać kilka ultraprestiżowych pływających cudów designu i inżynierii.
Niczym nieograniczone zasoby finansowe pozwalają realizować najbardziej ekstrawaganckie pomysły i pragnienia. Zadziwiającym zbiegiem okoliczności, wśród nich dominują te związane z morzem, a w zasadzie z posiadaniem własnego, luksusowego środka oceanicznego transportu. Jachty, czy to żaglowe, czy motorowe, są wyjątkowo popularne wśród najzamożniejszych ludzi świata, a rozmach projektów tych – nie bójmy się tego określenia – okrętów, ich wyszukanie i wyposażenie pokładowe imponują. Dość powiedzieć, że w przypadku najbardziej spektakularnych jednostek – wysp luksusu na pełnym morzu – mowa o pływających setkach milionów dolarów. Co więcej, górna granica ceny wydaje się płynna i jeśli jest w jakiś sposób ograniczona, to jedynie wyobraźnią zamawiającego i zasobnością jego portfela. W zasadzie więc nie istnieje. Przykładem mogą być jachty The History Supreme i Streets of Monaco – pierwszy z nich, zamówiony przez tajemniczego miliardera z Malezji, jest wyceniany na bez mała 4,5 mld dolarów, drugi zaś – równie anonimowy w kwestiach właścicielskich – na miliard. Skąd te obłędne kwoty? The History Supreme to – dosłownie – złoty jacht, zaś Streets of Monaco jest pływającym odwzorowaniem fragmentu… Monako, z ulicami i budynkami. Co zabawne, wieść o tych dwóch jachtach obiegła lotem błyskawicy światową prasę, po czym okazała się tzw. fake newsem – nigdy one nie powstały. Pomijając jednak tę dygresję, trzeba przyznać, że niektóre z istniejących naprawdę „wysp luksusu” są istnymi arcydziełami.
Z morskiej piany…
Zmarły w 2011 roku założyciel Apple, Steve Jobs, mimo że hołdował minimalistycznej wizji życia, nie oparł się pokusie posiadania jachtu. Wielkiego, pięknego i nietuzinkowego. Venus, gdyż taką nazwę nosi ta długa na 78 metrów jednostka, kosztowała szefa Apple ponad 100 mln euro. Nie bez powodu, bowiem projekt kadłuba oraz wnętrz wyszedł spod ręki Philippe’a Starcka (który, jak głosi plotka, zainkasował honorarium w wysokości 9 mln dolarów). Na pokładzie Venus komfortowo będzie czuło się 12 pasażerów, a na ich skinienie pozostaje 22-osobowa załoga. Designerskie kształty tego jachtu robią piorunujące wrażenie, podobnie jak duże przeszklenia dziobowej części kadłuba. Całość designu przywodzi na myśl Bauhausowe domy, w szczególności zaś pawilonowa konstrukcja mostka. Notabene, jacht zaprojektowany dla Jobsa nie jest jedynym w portfolio
Philippe’a Starcka. On i jego pracownia są autorami także dwóch innych, wyróżniających się jednostek. Są to futurystyczne Motor Yacht A oraz trójmasztowiec Sailing Yacht A. Oba należą do Andrieja Mielniczenki, białoruskiego miliardera. Jacht motorowy został zwodowany w 2008 roku, zaś żaglowy w 2015. Koszt każdego wyniósł, jak mówią szacunki, co najmniej 300 mln dolarów. To piękne pionki do popularnej wśród miliarderów „gry w okręty”.
Gigant z Omanu
Arabscy szejkowie mają fantazję, rozmach i pieniądze. Przykładem może być miłościwie panujący władca Omanu, Jego Wysokość sułtan Kabus ibn Sa’id. Należy do niego jacht Al Said, przyćmiewający swym blaskiem całą rzeszę konkurentów. Zwodowany w 2008 roku ma 155 metrów długości, jest pływającym miastem i kosztował 300 mln dolarów. Na pokładzie pomieści się 65 gości i 140 członków załogi. Oczywiście, gości mogłoby być znacznie więcej, jednak Jego Wysokość oraz zaproszeni przez niego wybrańcy nie lubią tłoku… Nie przepadają także za ślamazarnym tempem morskich podróży, więc jacht ma silniki o obłędnej mocy ponad 16,5 tys. kW, które pozwalają mu rozwinąć prędkość 46 km/h (ok. 25 węzłów). Czy wydając 300 mln dolarów na budowę tego potężnego statku, sułtan korzysta z niego (oraz wszelkich udogodnień, które ten jacht oferuje – basenów, boisk do koszykówki, siatkówki i piłki nożnej, lądowisk dla helikopterów, sali koncertowej dla 50-osobowej orkiestry, a nawet „przybocznej” łodzi podwodnej)? Otóż, niekoniecznie. Al Said głównie pozostaje w gotowości do wypłynięcia w morze w królewskim porcie w stolicy Omanu.
Rosyjska forteca
Roman Abramowicz, rosyjski oligarcha, jest w ścisłej czołówce najbogatszych ludzi świata. Problemy z gotówką go więc nie dotyczą. Mając dobrze prosperujący biznes, własny klub piłkarski w angielskiej Premier League, zapragnął okazałego jachtu. I od 2009 roku go posiada. Eclipse jest kolejnym morskim olbrzymem. Mierzy 163,5 metra długości, ma moc 7400 kW i osiąga prędkość 46 km/h (ok. 25 węzłów). Na pokładzie są 24 kabiny, 2 baseny, sauny, lądowisko dla helikopterów, a jednostka jest w zasadzie pancerna – kuloodporne szyby, system przeciwrakietowy (!) oraz wzmocnione ściany apartamentu właściciela gwarantują oligarsze bezpieczeństwo pod każdą szerokością geograficzną. Cena tej pływającej, luksusowej fortecy to miliard dolarów, ale ta informacja nigdy nie znalazła oficjalnego potwierdzenia. Wielkie pieniądze lubią wielką ciszę i prywatność – a taka panuje na otwartym oceanie.
Pod żaglami sokoła
Najmniejszy w tym „rankingu”, choć wcale nie taki mały, jest jacht żaglowy Sokół Maltański, zbudowany w 2006 roku dla amerykańskiego finansisty Toma Perkinsa. Trzymasztowy jacht – długi na 88 metrów – wyróżnia się ciekawą koncepcją ożaglowania rejowego DynaRig. W przeciwieństwie do klasycznych rozwiązań, 15 żagli tego jachtu tworzy jakby jednolitą powierzchnię, która zapewnia doskonałe wykorzystanie wiatru. Zmiana kąta natarcia wiatru na żagiel odbywa się nie przez obrócenie rei, ale całych masztów z włókna węglowego. Opływowa konstrukcja, dzięki 2400 m kw. ożaglowania osiąga prędkość do 33 km/h. Atrakcje na pokładzie dla 12 pasażerów to m.in. sala kinowa (oraz ekran kinowy na dziobie), SPA, siłownia oraz kajuty-apartamenty ze wszelkimi udogodnieniami. Cena? W 2009 roku Perkins sprzedał Sokoła Maltańskiego firmie Pleon Ltd. za 60 mln funtów.