Renesans samochodów elektrycznych trwa w najlepsze od 12 lat. Ponieważ ich ewolucja postępuje błyskawicznie, nasza wiedza na ten temat jest często nieaktualna, a opinie – czerpane z drugiej ręki. Przyjrzyjmy się elektrykom bez uprzedzeń.
Samochody o napędzie całkowicie elektrycznym wydają się dziś nowością bo… zdążyliśmy się od nich odzwyczaić. Rozwijały się one już 120 lat temu w Europie i Ameryce i przez pewien czas nie było pewności, jaki rodzaj napędu się przyjmie. Elektryki ustanawiały rekordy prędkości, były ciche i lekkie, ale zdawały egzamin jedynie w miastach, ograniczane potrzebą częstego ładowania. Na początku XX wieku zniknęły, ale nie z powodu krótkiego zasięgu. W tym zakresie przewaga aut spalinowych była wątpliwa: dopóki benzynę kupowało się w aptece, one też słabo nadawały się na długie trasy. Jednak silnik benzynowy rozwijał się dynamicznie, natomiast samochód elektryczny dopiero ostatnio nadrabia stuletnią nieobecność. Na razie pojemność baterii i związany z tym krótki zasięg nadal są jego podstawową bolączką. Z niegdyś lekkiego stał się ciężki, a wszystko inne prócz napędu – konstrukcję, podwozie, elementy sterowania, ergonomię i styl – zapożycza od samochodu z napędem spalinowym.
Rok 2020 wydaje się przełomowy za sprawą Porsche Taycana i Rimac Concept Two. Auta elektryczne po raz pierwszy mają szansę dorównać tradycyjnym pod każdym względem, nie pozostawiając niedomówień i nie wymagając od użytkowników żadnych wyrzeczeń.
Jest wiele, będzie więcej
Od czasu Tesli Roadster z 2008 roku auta elektryczne ewoluują w imponującym tempie. Również ilościowo. Samochodem najczęściej kupowanym w Norwegii jest ostatnio Audi E-Tron. I to nie tylko w kategorii elektryków! Zmiany obyczajów i trendy światowe nie pozostawiają wątpliwości: ta fala będzie narastać. Dlatego warto spojrzeć na te pojazdy bez uprzedzeń, ideologii i okopywania się na pozycjach zachowawczych. Szczególnie że wiedza potoczna nie nadąża za tempem rozwoju, argumenty przeciwników bywają nieaktualne, a zwolenników – stronnicze i oparte na faktach, których laik nie jest w stanie sprawdzić. I rzecz najważniejsza – podejdźmy do tego zjawiska bez negatywnych emocji. Szkoda byłoby, gdyby użytkownicy obu typów pojazdów odnosili się do siebie z niechęcią, np. z powodu dostępu do uprzywilejowanych pasów ruchu lub zarzutów o zanieczyszczanie środowiska.
Dziś już większość producentów ma w ofercie modele elektryczne. W różnych segmentach, od utylitarnych miejskich, jak Fiat 500 czy lekkie, praktyczne BMW i3, przez rodzinne kompakty, SUV-y, jak Jaguar i-PACE i Audi E-Tron, aż po samochody sportowe. Najbardziej wyrazistym i prawdziwie charyzmatycznym producentem pozostaje Tesla oferująca wyłącznie pojazdy tego typu. Ale konkurentów szybko przybywa. W tym roku na średniej półce cenowej pojawią się np. Mazda MX-30 i Ford Mustang Mach-E (nazwa Mustang to tylko marketing; nie ma tu prawdziwego związku z legendą). Wyżej plasuje się Porsche Taycan – niski, stabilny, o wyraźnie sportowym obliczu, który jako pierwszy w tym segmencie daje priorytet wrażeniom z jazdy i wnosi jakość samochodu premium. Egzotykę reprezentuje hiperauto elektryczne – chorwacki Rimac Concept Two, który dysponując mocą 1900 KM, przyspieszać do setki będzie poniżej dwóch sekund.
Nowe umiejętności
Wkrótce aut elektrycznych będzie jeszcze więcej. Warto traktować je zgodnie z ich charakterem, bez ciągłych porównań z tradycyjną motoryzacją, bowiem takie, jakie są, potrafią stać się wartościowymi towarzyszami życia. Już teraz w pełni nadają się do użytku w miastach, a gdy sieci ładowarek się rozwiną, zaczną sprawdzać się również na dalszych trasach, jeśli oczywiście potrafimy zaakceptować kilkudziesięciominutowe postoje na doładowanie.
Dobra technika jazdy elektrykiem ma wiele wspólnego z rajdami na regularność. Patrzenie daleko, przewidywanie, dopasowywanie tempa i nieustanne wygładzanie jazdy – nie tylko prędkości, także kinetyki przenoszenia dużej masy – oprócz oszczędzania energii sprawia swoistą satysfakcję. Odczuwa się ją, przemierzając przestrzeń płynnie, długą falą, jak gdyby ptasim szybowaniem. Gdy eliminujesz wszelkie szarpnięcia i zbędne impulsy, czujesz zadowolenie rzeźbiarza szlifującego doskonałą bryłę. Od mocnego wciskania gazu bardziej zajmujące okazuje się umiejętne operowanie prawą stopą – od przyspieszania, przez dryf z odzyskiem energii, aż po hamowanie, wszystko to przy użyciu wyłącznie prawego pedału. Umiejętnie prowadzone auto elektryczne nie nudzi w trakcie jazdy i nie wymaga, wbrew obiegowym opiniom, jazdy na autopilocie.
Wąskie gardło i przełom
Czy producenci (lub ustawodawcy) wyposażą elektryki w sztucznie generowany dźwięk? Dowiemy się wkrótce. Ich ewolucja nabrała tempa. Najważniejszy, najbardziej potrzebny przełom dotyczyć będzie metody magazynowania energii – baterie muszą zyskać większą pojemność i niższą masę bez znacznego wzrostu ceny. Prędzej czy później to nastąpi, problem z wąskim gardłem w rozwoju elektryków zostanie rozwiązany i kto wie, czy nie rozstrzygnie to rywalizacji z konwencjonalnym samochodem. Bez wątpienia ciekawiej jest obserwować to zjawisko, już dzisiaj wypróbowując taycana, teslę czy audi, niż wytykać cechy, których samochody takie, w odróżnieniu od benzynowych, nie posiadają.
Materiał został opracowany we współpracy z Supercar Club.